Translate

czwartek, 9 lutego 2017

CI HANDLARZE: Barwne określenia



Witam w kolejnym wpisie z serii "Ci handlarze", w którym to klasycznie pociśniemy łacha z osób trudniących się handlem samochodami używanymi. Uściślę jednak, że mam na myśli prawdziwych Januszy biznesu samochodowego, a nie normalnych sprzedawców. Sam przecież czasami wcielam się w tę drugą rolę, ale jak całkiem słusznie określił to jakiś czas temu o. Baldwin jestem raczej marszandem zabytkowych samochodów:) Z jednej strony wkurzają mnie zatem te niezbyt fajne praktyki handlarzy, z drugiej strony natomiast stanowi to jakiś plus - choćby dla mnie - bo ludzie mają już dosyć bycia robionym w konia i wtedy szukają jakiś bardziej odpowiednich źródeł pozyskania starego samochodu. Ale przystąpmy już może do tzw. "adremu", po tym lekko przydługim wstępie. Nie wiem czemu na to wcześniej nie wpadłem, ale uważam, że wielce wskazana jest beka z handlarskich określeń stanu oferowanych przez nich pojazdów.

Zaczynamy:


Stan dobry - to rzecz jasna wg. handlarzy stan idealny, gabinetowy, czasami określany mianem tzw. "igły", "unikatu", "perełki", czy też w końcu "jedynegotakiegozobacza". Ostatnimi czasy modny zrobił się tzw. "szwajcar". Wciąż można spotkać się z określeniem "dla kolekcjonera". Moje ulubione to jednak "szwajcar". Ba - sam mam nawet "szwajcara", a - jak wiadomo - każda sroczka swój ogonek chwali. Czekam wciąż na wykrystalizowanie się określania "japoniec", bo jeszcze się z nim nie spotkałem, a wydaje się ono mieć wielki potencjał marketingowy. W tej kategorii możemy natknąć się zatem na prawdziwą mnogość przeróżnych określeń, choć - oczywiście - żadne z nich nie jest z dziedziny tych obiektywniejszych.


Stan dostateczny - to rzecz jasna wg. handlarzy auto do tzw. poprawek, tudzież "do małych poprawek blacharsko-lakierniczych". Handlarze mimochodem dodają czasami gdzieś na końcu ogłoszenia zdanie, że auto nie jest nowe. Sprytnie.


Stan mizerny -  tu jest wspaniałe pole do popisu dla handlarzy, bo nie wypada napisać w ogłoszeniu, że po auto trzeba zgłosić się z kilkoma wiadrami, szuflą i miotłą. Mamy zatem taki oto popularny twór jak "projekt do skończenia", czy też "dobra baza do remontu" - aczkolwiek wciąż można spotkać staropolską wersję tego określenia, a mianowicie - "dobra baza do remątu".



Na koniec zastanawia mnie jedno. Widzimy tu bowiem pewne przesunięcie stanów rzeczywistych o jedną, lub kilka kategorii w górę (czyli rzeczywisty stan jest opisywany znacznie lepiej). Rodzi to pewien oczywisty problem natury kategoryzacyjnej - rzeczywisty stan bardzo dobry i idealny pozostają bez stosownego określenia, żeby nie powiedzieć - bez pokrycia. Co teraz!? Jak to rozwiązać!? Czy na twarzy handlarza po kontakcie z takim właśnie przepięknie zachowanym egzemplarzem wyskakuje blue screen z komunikatem fatal error?  To zdecydowanie najbardziej prawdopodobna możliwość, ale może Wy macie inny pomysł?





Poprzednie wpisy z cyklu "CI HANDLARZE":


CI HANDLARZE: Poszukiwania Colta 

CI HANDLARZE: Mercedes-Benz W115

 

 

7 komentarzy:

  1. Pomijając opis ogłoszeń i ceny, prawdziwe klasyki na allegro i olx to w 90% auta niejeżdżące, po prostu złom. Uważam, że w Polsce nie ma (zupełnie nie ma!) rynku klasyków. To co jest we w miarę dobrym stanie to zalew Mercedesów z lat 90tych - co też mnie wkurza. Dajmy na to, rozglądasz się za ładnym R107, są ale oczywiście tylko te koślawe ze Stanów. Czemu nie ma chociaż jednego, ładnego R107, nawet niech kosztuje 150 tys zł. Uważam, że szansa sprzedania ładnego R107 za 150 tys zł jest zdecydowanie większa niż szansa sprzedania za 70 tys zł kolejnego R129, których jest masa. Jednym słowem polski rynek klasyków to DNO i nie chodzi nawet o tych "Januszy biznesu". Oferta profesjonalnych firm (w tym tej bodaj z Wrocławia) to też "klasyki" trzeciego sortu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi 90 procentami niejeżdzących klasyków o których piszesz to przesada. Ja sam tylko raz przywiozłem do Polski ewidentnego złoma (wczesny rocznik 125p), ale cała reszta to auta gotowe do pokonywania dużych odległości. A propos stanu to trzeba też jednak brać pod uwagę, że mówimy o samochodach przynajmniej 25-letnich i do dziś nie zachowało się (czy też ludzie o nie nie dbali należycie) zbyt wiele egzemplarzy w stanie pierwotnym. Totalnie zgadzam się z "koślawymi" R107-kami ze Stanów - naprawdę nie mam zielonego pojęcia jak to się może komś podobać. Dla mnie nawet europejska R107-ka jest taka sobie (ma nieproporcjonalnie mały rozstw osi, tylna oś znajduje się za blisko krawędzi drzwi itd., dopiero C107 wygląda znośnie, bo ma większy rozstaw osi). Co do tych firm z Wrocławia to chyba zależy jak trafisz. Na pewno są tam bardzo dobre egzemplarze, ale mogą sie trafić gorsze. Znam w zasadzie tylko jedną osobę, która kupiła u nich auto (R129) - no i niedługo potem była zmuszona robić głowicę.

      Usuń
  2. Hurgot Sztancy10 lutego 2017 14:39

    pomysł jest prosty - handlarzy nie interesują auta w stanie bardzo dobrym i różne tam igiełki, gdyż są bardzo drogie w zakupie i nie da się na nich zarobić; jeśli już faktycznie uda się okazyjnie taki zakupić, to trafi albo we własne ręce handlarza, albo do kumpla/rodziny, a nie do internetów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiedziałbym, że nie da się na nich zarobić - może nawet zarabia się na nich więcej (przykładowo 10% marży jest wtedy całkiem poważną kwotą jak za jedną transakcję), ale istnieje dużo większe ryzyko utopienia dosyć sporego kapitału na dłuższy czas z niejasną perspektywą sprzedaży. Raczej w tym ostatnim aspekcie upatrywałbym małej ilości takich ofert na naszym rynku.

      Usuń
  3. A auta idealne, czy ogólnie dobre oddaje się do auto detailingu, myje i wystawia na giełdzie klasyków z ceną około 5x większą niż wartość rynkowa, czy jakoś tak... A i właśnie, przecież jest już określenie japońców, może co prawda nie w takiej formie ale na owych "stronach branżowych" co drugi Merol jest "z japońskiego rynku", a skoro japońskiego to starszy pan członek yakuzy nim tylko na zebrania gangu co niedziele jeździł ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. STAN ORYGINALNY - oznacza dowolny stan, który możemy określić - koń jaki jest każdy widzi. Z reguły są to wyciągnięte z szopy za parę eurasów, trochę jak "do poprawek" ale jednak nie. "Kupić, wstawić do szopy będzie kosztować miljony za parę lat Panie"

    Osobną kwestią jest nazewnictwo jaguarowskie, które rzadko występuję w innych markach. Model konsularny, jeździł w rodzinie królewskiej, ewentualnie "z ambasady", lub szlachecki - co jak wiadomo nie od dziś, obliż (nobles obliż)

    Moje wrażenie jest takie, że cały ten rynek zabytków jest zrobiony pod napalonych amatorów, stąd też cała "handlerka" wciska kit taki sam jak na giełdzie bo przyjdzie ktoś kto się nie zna i kupić. Z tego właśnie powodu nie interesuje ich stan bardzo dobry, ale też z jeszcze jednego. Nie interesuje ich stan bardzo dobry bo się na nim nie znają, więc nie chcą wtopić.
    Polak i tak kupi wszystko bo zna się sam najlepiej na wszystkim, więc nie ma problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja - zapomniałem o stanie oryginalnym! A to niezwykle wręcz pojemne określenie:D

      Usuń