Witam. Jak zapewne
większość z Was wie z FB w tym roku w końcu udało mi się odwiedzić Nadarzyn.
Zaczną od tego, że w niemal we wszystkich wcześniejszych doniesieniach o tej
imprezie zawsze słyszałem coś w stylu, że Nadarzyn to ten zły i takie tam. Z
grubsza chodzi o konkurencję z Auto Nostalgią, ale nie siedzę za bardzo w
warszawskich klimatach, nie znam szczegółów i nie będę się w to wkręcać. Z tego
co wiem AN w tym roku zaorała się sama na własne życzenie, więc Nadarzyn tak
jakby wygrał tę rywalizację nie robiąc nic szczególnego. Druga rzecz, którą
słyszałem to dosyć specyficzna reprezentacja samochodów na tych targach - głoszono
wszem i wobec, że na Warsaw Oldtimer Show nie uświadczysz za wielu aut
japońskich i włoskich, a tylko te piep.... samochody niemieckie z tymi nudnymi
Merolami na czele. Wszędzie te cholerne szkopy, najechali na Polskę, a
teraz.... no dobra - starczy tego. Zasadniczo zawsze staję okoniem do takich
stwierdzeń, bo bardzo lubię stare Mercedesy, nawet jeśli występują w dużej
ilości. Niemniej - w tym wypadku po prostu muszę przyznać rację tym, którzy
twierdzili, że za dużo tu pojazdów z lat 80. i 90. pochodzących od naszych
zachodnich sąsiadów.
Materiałów mam
sporo, więc podzielę tę relacje na co najmniej 2 części. Dziś kilka ogólnych
spostrzeżeń, a za jakiś czas reszta.
Zaczynając od
początku - organizator miał u mnie wielkiego minusa na starcie. Nie sprawdziłem
w których dokładnie halach jest wystawa i zaparkowałem pomiędzy halą A i B.
Zrobiliśmy sobie zatem z małżonką spacer do właściwych hal ale jako, że nigdzie
nie było nawet nędznej wskazówki na kartce A4 gdzie jest wejście główne obeszliśmy
hale dokładnie wokół w grupce równie wkurzonych jak my ludzi. Nie pomyślano, że
nie każdy przyjedzie samochodem pod samo wejście. Ale mniejsza z tym.
Wchodzę i widzę, że
jest dobrze. Szybko zapominam o początkowych niedogodnościach, bo widzę Jaguary,
Austina-Healey 3000, Lancię Fulvię, pięknego niebieskiego Merola z lat 30. Idę
dalej i staje oko w oko z czarną Hondą NSX (wtedy już płaczę), zaraz obok W124
500E, i E34 M5. Odwracam się i dostaje zawału przy W201 2.5-16V Evolution II.
Żona ma mnie dosyć, porzuca mnie już po 5 minutach, mówi coś do mnie, ale ja
już nie odpowiadam na bodźce. Znajomi z Wawki dzwonią, są już chyba na miejscu,
ale nie odbieram. Chyba spotykają Olę i ona wyjaśnia im, że telefony do mnie w
tym momencie są kompletnie bez sensu - musi minąć pewien czas, wtedy wrócę do
siebie i oddzwonię.
Nie jest źle - myślę sobie, ale zaraz potem trafiam na kilka E31, idę dalej a tam kolejne E31, jeszcze dalej kilka E9 obok siebie, kilka E24, a potem widzę stoisko Giełdy Klasyków - same Merole, nawet na nie nie patrzę, bo zlewają się w całość. Generalnie tych najbardziej popularnych na naszym rynku modeli jest za dużo, ale jest ratunek - wśród Meroli stoi istny MASAKRATOR przy którym spędzam dobre 10 minut. Przepięknie dziwaczny biało-zielony Buick Special z 1954 roku - rzucił mnie na kolana. Jedno W124 nie pozostawia mnie obojętnym - to widoczne powyżej W124 500E w mega rzadkiej kompletacji - błękitne z niebieskim wnętrzem. Sprowadzone z Japonii z przelotem zaledwie 67.000 km. Cena jak za małe mieszkanie we Wrocławiu - 220.000 zł.
Po tych
wszystkich wrażeniach pomyślałem sobie - no w sumie to bogactwo. Wtedy wchodzę
do drugiej części tej pierwszej hali - a tam... bida. Czar prysł. Mało
samochodów i do tego takie niekoniecznie ciekawe. Beczki jakieś, dwie 911-tki,
Wołga, nie pamiętam nawet co jeszcze. Do tego dziwne pustki - dobrym symbolem tego stanu
wydawał się Citroen BX stojący dokładnie pośrodku niczego. Wokół niego w
promieniu 15 metrów zionęła pustka.
Trochę mi wtedy opadło ciśnienie i wróciłem do normy. Spotykam się
ze znajomymi i Olą i razem idziemy do drugiej hali - tam już raczej na
spokojnie. Z jednej strony jest trochę Japońszczyzny, ale z drugiej jeszcze
więcej Meroli (8 sztuk R129 w rzędzie, dwa takie same czarne W124 500E obok
siebie), BMW i Maluchów. Jest kilka fajnych aut (o tym może oddzielnie), jest
świetna wystawa Mitsubishi - są trzy VR4 w tym jeden drugiej generacji w
znakomitym stanie.
Jeszcze jedna uwaga na koniec -
niektórzy zarzucają Nadarzynowi za wysokie ceny i podważają targowy
charakter imprezy. Nie zgodziłbym się z tym.
Nie rozglądawszy się jakoś szczególnie odnotowałem, że w
kilka godzin po otwarciu sprzedaje się czarne BMW M3 E30 widoczne na
poniższych zdjęciach i to pewnie za dosyć poważne pieniądze.
Dobra - za bardzo się rozpisałem. Podsumowując - warto jechać do
Nadarzyna, zwłaszcza, że cena wejściówki jest rozsądnie skalkulowana. Ale czy
pojadę tam drugi raz - nie wiem. Pewnie pojechałbym towarzysko z kimś, ale tak
sam z siebie to raczej nie. Zdecydowanie wolę klimaty naszego wrocławskiego
MotoClassic w Topaczu. Tam na spokojnie w otoczeniu zieleni i zabytkowej
zabudowy można pokontemplować fajne auta. To jest impreza na którą warto jechać
z drugiego końca Polski.
Za
dniach jeszcze ze dwa wpisy z Nadarzyna i większa galeria. To co widzicie to
tylko foty z komóry na szybko - a mam jeszcze trochę z lustra i z analoga.