Translate

środa, 13 czerwca 2018

Operacja Galant cz. 1



Witam. W końcu znalazłem trochę czasu i mogę Wam opisać całą historię stłuczki w Galancie, no i dopiero niedawno zamknąłem wszystkie sprawy z nią związane. Może nie wszyscy załapali się na tę informację, więc jadę ze wszystkim od początku. 6 maja kiedy wracaliśmy z wycieczki do Czech kolega, który akurat wtedy prowadził Gala wpakował się jakiemuś tam Seatowi w tyłek. Moje pierwsze zaskoczenie - nie byłem jakoś bardzo wkurzony tym faktem. Doskonale wiem, że niczego to już nie zmieni, a kierownik i tak miał już dostatecznie duże poczucie winy. Straty nie były - jak od razu dodam - z pozoru takie duże. Chłodnica cała, auto w pełni sprawne, nie miałem więc szczególnych powodów do zmartwień, a Marcin od razu powiedział, że naprawi mi samochód na swój koszt. Na nasze nieszczęście poszkodowani chcieli wezwać policję. Zupełnie nie wiem w jakim celu, skoro to my wjechaliśmy im w tyłek i nasza odpowiedzialność jest wtedy niepodważalna, żadne gadanie o szoku już tego nie zmieni. Efekty były takie, że Marcin dostał 2,5 paki mandatu + punkty, a mnie milicjanty zarekwirowały kwity za... pęknięty reflektor. To już mnie trochę zmartwiło, bo przewidywałem późniejsze problemy, choć wtedy jeszcze nie wiedziałem jakie.



Samochodem mogłem sobie dojechać do domu i tak też zrobiłem. Szybko skonsultowałem się z ojcem, którego dobry znajomy miał warsztat blacharsko-lakierniczy i wie co polecić. Chyba już następnego dnia po tym całym wydarzeniu zawiozłem auto do wskazanego przez wspomnianego wyżej człowieka warsztatu. Powiem już wybiegając mocno w przód, że była to dobra decyzja - widać, że przyłożyli się do pracy. Podejrzewam, że wyjściowo oferują bardzo dobrą jakość, bo Galant w porównaniu do innych aut jakie czekały tam w kolejce na naprawę był autem o wartości bliskiej... zeru :) Dzięki robocie po znajomości auto od razu zostało rozebrane i na następny dzień mogłem podjechać i zobaczyć skalę zniszczeń.

To, co z pozoru wyglądało tylko na wymianę maski, zderzaka, atrapy i jednego reflektora okazało się być tylko pobożnym życzeniem. Po otworzeniu maski (była zablokowana) wyszło, że również pas przedni + belka będzie do wymiany. Tyle dobrze, że oba przednie błotniki uchowały się całe. Nie kombinowałem z prostowaniem pasa przedniego, bo oprócz tego, że był dosyć istotnie zdeformowany w jednym miejscu, to jeszcze - jak to w Galach - swoje do gadania miała również korozja. No i bardzo lubię to auto, więc nie chciałem tu żadnego druciarstwa. Pas przedni i belka wjechały zatem nowe w zamienniku (razem niecałe 6 stów) - o dziwo pas podszedł bez żadnych problemów, co nie jest standardem w przypadku zamienników.

Maska o dziwo też występuje w zamienniku i nie jest droga - kosztuje coś około 4 stów, ale stwierdziłem, że nie ma co ryzykować i wolałem poszukać bardzo ładnej używki ze względu na idealny spas. Znalezienie takiej maski to prawdziwe wyzwanie - maska jest bardzo długa, a zatem podatna na wgniotki, no i często gnije z przodu pod uszczelką. Ale udało się! Po tygodniowych poszukiwaniach znalazłem stację demontażu, która ma/miewa dużo Galantów na stanie (gdzieś pod Szczecinem). Akurat mieli bardzo ładnego czarnego Galanta z mojego rocznika, też Elegance, no i udało mi się kupić kompletny ryj za jedyne 950 zeta. Cena niezła - same maski potrafią kosztować po 500 zł i być znacznie gorsze od tej, którą chcemy zamienić.

Po kilku dniach paczki doszły no i tak - maska perfekcyjna (lepsza niż ta przed stłuczką), zderzak perfekcyjny (lepszy od poprzedniego, nawet nigdzie nie przytarty od dołu), reflektory jak nowe (ale o to akurat nie trudno, bo są porządne szklane - to nie to, co to plastikowe gówno w nowszych autach, które po kilku latach robią się matowe i żółte), atrapa niezła - ale z niej nie jestem zadowolony do końca i poszukam innej - idealnej. Kierunkowskazy spoko.







Aż szkoda malować, ale znalezienie bardzo ładnych elementów na podmiankę w kolorze mojego graniczy z cudem, bo to rzadko spotykany kolor
Tu jeszcze wstępnie włożony pas przedni + stara maska
A taki Merol stał sobie w warsztacie - dziurawy jak sito


We Wrocławiu malowanie nie jest tanie - ja płaciłem 4 stówy za malowanie jednego elementu, więc nie tak źle. Lacart ponoć kasuje już po 7 stów... W Galach - w odróżnieniu od wielu innych aut z tamtych lat - pas przedni jest malowany pod kolor budy, co nieco podniosło koszty. Maska z dwóch stron - 600 zł. Generalnie jednak lakier został położony bardzo, bardzo dobrze - nie widzę żadnej różnicy w stosunku do oryginalnej powłoki lakierniczej. Na koniec zostało mi jeszcze szybkie poszukiwanie linki od maski - stara była przycięta. Trafiłem na gościa z Wrocławia, który ma masę gratów do Galantów (w razie czego służę numerem) i kupiłem u niego linkę. Niestety - to ważna informacja - linki od maski w Galantach EA są różnej długości. Ja nie pobrałem swojej na wzór i kupiłem nieco za krótką. Na szczęście była opcja zamiany na dłuższą i już następnego dnia dostarczyłem właściwą mojemu blacharzowi - Galant był gotowy :)



Cała operacja zajęła zaledwie dwa tygodnie - po pierwsze ja miałem ciśnienie, żeby z różnych względów naprawić to jak najszybciej, a i warsztat też miał inne auta w kolejce i zależało im na sprawnym domknięciu tematu naprawy Gala. 

Efekt wyszedł naprawdę fajny moim zdaniem. Mało który Galant EA w Polsce ma teraz przód w tak dobrym stanie jak mój :)








20 komentarzy:

  1. Efekt końcowy psuje nieco ściorana tablica rejestracyjna ... reszta 100 % OK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Wymienię ją niedługo, ale wciąż waham się nad klasyczną (która podkreśla szerokość przodu), a tą kwadratową, która ma taki fajny "japoński look" :)

      Usuń
    2. Nie kombinuj, bo Ci znowu zatrzymają dowód. Z przodu ma być jednorzędowa.
      Ja wiem, że supercary i po grubszym tuningu, naklejki, customy i tak dalej, ale przynajmniej w bagażniku leży prawilna i wówczas kończy się na 50 PLN i trytytkach. Natomiast u Ciebie będzie niezgodnie z rozporządzeniem, no chyba że w razie kontroli zamieniasz tył z przodem :-)

      Usuń
    3. No już raz miałem akcje z policją w przypadku tego srebrnego Mercedesa C124 - tam z tyłu miałem blachę USDM (bo i klapa była USDM) i zatrzymali mnie na Ostrowie Tumskim. Miałem jednak normalną w bagażniku (teraz po nowelizacji już nie byłoby problemu). Skończyło się bez mandatu.

      Usuń
    4. Hurgot Sztancy14 czerwca 2018 10:20

      aż sobie poszukałem, jak wyglądają takie z kwadratową i muszę stwierdzić, że wyglądają jak szczerbol: http://images39.fotosik.pl/1728/8335a2ec1f6fc1f2med.jpg
      zostałbym przy klasycznej

      Usuń
    5. Mi się podoba, bo wygląda bardziej "egzotycznie", ale i tak pozostanę przy klasycznej - podkreśla rekinkowaty i szeroki pysk Galanta, no i jest legalna :)

      Usuń
  2. Nie rozumiem Twojego zdziwienia wezwaniem policji. Czy jak będąc w Polsce jakiś Rumun wjechał Ci w tył to też z uśmiechem spisałbyś dane i pojechał dalej? Ja nie.Pierwsze co zrobiłem jak mi Bułgar wjechał w auto tu w Niemczech to zawezwałem policję żeby później nie mieć problemów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem przykładu z Rumunem - że niby ja nim jestem? :D Przecież tam była sytuacja jasna jak słońce, oboje uczestników z Polski itd. Tak jak napisałem - oświadczenie jest w tym wypadku absolutnie nie do ruszenia. Bo co z tego jak potem się wycofasz, bo niby byłeś pod wpływem szoku jak je podpisałeś - zawsze ten co się pakuje w tył jest winny. Koniec, kropka. Już pomijając fakt, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.

      Usuń
    2. w błędzie jesteś, nie zawsze jest wina tego co w tył pakuje, w takim układzie każdy co zajedzie ci drogę na dwupasie będzie ciągnął z ciebie kase a to jego wina jest. druga sprawa z policją, zawsze lepiej jest wezwać i niech spisze notatke dla ubezpieczyciela to dużo lepsze niż oświadczenie i przyspiesza wypłate, i nie ma do rzeczy nic kto jakiej jest narodowości

      ostatna sprawa to szanuję twój wybór z naprawą, blacharnią, lakiernią itp, ja bym schował kase do kieszeni a auto porobił byle by jechało i służyło dalej do jazdy, takie spuszczanie się nad starym autem nie wychodzi dobrze ale to już indywidualna sprawa - u mnie zwykle była zemsta i albo rozwaliłem/li jeszcze bardziej albo padło coś grubszego dalej i tylko więcej kasy w stary złom pakuj no ale tu już chodzi o to na co mi auto do jazdy i roboty czy do jazdy i lansu w rurkach

      no i ostatnia sprawa tego koloru, spoko taki inny i niby fajny ale jednak majtkowy babski i zimny kolor zupełnie mi nie podchodzi ale spoko nie bede się czepiał każdy ma swoje upodobania, swoją drogą czarny to maks obciach też no ale wiadomo jak to jest na rynku wtórnym bierze się to co jest i patrzy raczej na mechanikę i resztę niż na kolor :)

      Usuń
    3. W tej konkretnej sytuacji - dwa auta stoją jeden za drugim i ten z tyłu rusza - no to po prostu nie ma innej możliwości jak wina auta z tyłu - i o tym właśnie piszę. W tym wypadku policja była kompletnie bez sensu.

      Druga sprawa - jak masz dobre auto, które się nie psuje, a na dodatek wygląda w wielu wypadkach lepiej niż te nowsze auta to robisz je, bo po co pakować się w coś innego, co nie jest sprawdzone? Wtedy dopiero pakujesz się w wydatki - bo pakiet startowy, bo tamto, bo sramto. To jest często wałkowany model, że ludzie na siłę, chcą iść w nowsze i to często nie wychodzi im na dobre. Znajoma jakiś czas temu kupiła Mondeo w klekocie 2010 rok za 20k i w ciągu pół roku wpakowała 8k w naprawy. Nowsze nie zawsze równa sie lepsze.

      Co to starych aut kwestia jakie to auto - jak masz gruz, który się cały czas psuje to trzeba je pogonić, ale jak masz takie auto jak Galant to trzymasz się go, bo nie za bardzo daje Ci powody do przesiadki na coś innego.

      Kolor rzecz indywidualna - grunt, że nie jest srebrny ani czarny, bo to nuda w przypadku Galantów. No i chyba żaden z dostępnych w tym modelu nie komponuje się tak dobrze z jasnym wnętrzem.

      Usuń
  3. "ale jak masz takie auto jak Galant to trzymasz się go, bo nie za bardzo daje Ci powody do przesiadki na coś innego."
    Chyba, że trafi się kupiec który kładzie bardzo dobre pieniądze - wtedy sprzedajesz. Tak "straciłem" swoje e46 325i. Odjechało nad wybrzeże w sierpniu ubiegłego roku. Przesiadłem się na e91 z pełną świadomością, że w niedługim czasie będę musiał wyłożyć na remont kilka tysięcy.
    Co do stanu blacharskiego to uważam, że nie ma się co spuszczać. Po co? Na parkingu firmowym, wspomnianą wyżej bawarkę, ktoś przytarł - tylko był na tyle perfidny że czarnym lakierem ZAMALOWAŁ przytarcie, żeby moja żona na pierwszy rzut oka tego nie zauważyła. Taki kraj, tacy ludzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marginalna sytuacja - jak faktycznie nie planujesz sprzedawać auta to raczej nikt Ci nie oferuje za niego żadnej kapusty. Zwłaszcza, że nie mówimy o żadnych klasykach - tam akurat takie coś zdarza się stosunkowo często.

      Ja po prostu lubię samochody i chyba lubię też o nie dbać. Na szczęście niektórzy mają jeszcze takie podejście i potem na rynku aut używanych są jeszcze auta warte uwagi. I nie trzeba wtedy wzdychać do aut "od Niemca" czy "od Szwajcara" :D

      Ciekawe, że typ miał przy sobie czarny lakier akurat :D


      E91 :) Polecam ten materiał o nim u Blogo:

      https://www.youtube.com/watch?v=hR8jhKQLOI4

      Usuń
  4. Widziałem ten film. Czytałeś komentarze pod filmem? Nie ze wszystkimi się zgadzam ale ewidentnie widać, że koleś kupił zakamuflowanego gruza. I to jakoś nie szczególnie zakamuflowanego. E91 320d z 2005 roku z przebiegiem 212 tys. to już na odległość śmierdzi trupem.
    W przypadku bmw bardzo łatwo stwierdzić historię auta.
    Co do sprzedaży to jeżeli ktoś kładzie na stole baaaaardzo dobre pieniądze to furę sprzedajesz - sentymenty na bok.
    Załóżmy że twój samochód jest warty 5 tyś. zł. Komuś się podoba i bez targowania wyjmuje 10 tyś zł. Sprzedajesz? Ja jak najbardziej!
    Moje samochody to nie są jakieś klasyki, które nabierają wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak jest kupione w Polsce to tak, jak jest sprowadzone z zagranicy to jak sprawdzisz historię takiego auta? Będziesz dzwonić po serwisach w DE czy CH?

      No nie - jeśli by mi ktoś dziś położył za Galanta dwukrotność jego wartości to bym go nie sprzedał. Serio. Za cholerę nie chce mi się szukać innego auta, bo znam rynek i wiem jak to wszystko wygląda. Zawsze można trafić na takiego gruza jak to E91 (które wcale na gruza nie wyglądało, przebieg rzecz jasna podejrzany, ale zobacz ile się tam posypało rzeczy, które nie powinny się sypać w aucie, które ma nawet ze 400.000 km ). Wracając do mojego auta - jestem z niego zadowolony, bardzo je lubię - więc po prostu nie.

      Kiedyś miałem takie podejście, że zmieniałem często auta, ale teraz wiem, że jak się ma sprawdzony egzemplarz, w którego włożyło się trochę kasy to powinno się go trzymać.

      Usuń
  5. Akurat w przypadku bmw naprawdę łatwo (oczywiście nie za darmo) sprawdzić historię samochodu - nawet tego sprowadzonego z USA.
    Ww. e91 było najprawdopodobniej - w krótkim czasie - użytkowane bardzo intensywnie, z brakiem serwisu, dlatego tyle rzeczy posypało się praktycznie "na raz".
    Samochód to tylko rzecz. Jeżeli nie jest to jakiś szczególny egzemplarz lub dla mnie wyjątkowy, to nie przywiązuję się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, ale gdzie uzyskamy taką informację, bo nie podałeś żadnych szczegółów oprócz tego, że jest łatwo. Bo jak ASO to trzeba być właścicielem auta.

      Usuń
    2. To się nie przywiązuj... kogo to obchodzi

      Usuń
    3. Zadaj sobie "trud" i przeczytaj więcej niż ostatni komentarz.

      Usuń
  6. http://www.bimmer-check.com
    Dray wie więcej niż ASO.

    OdpowiedzUsuń