Translate

środa, 17 czerwca 2015

NIE-ZAKUPIWSZY: Mercedes-Benz C124 E200 1995



Witam. Dziś nowa dziedzina wpisów. Jakiś czas temu opisywałem samochodowe zakupy, dziś z kolei opisze jak nie kupiłem fury. Choć bardzo chciałem. Z racji, że mam obecnie spory ciąg do nabycia jakiegoś bolidu to w sobotę pojechałem po następcę Balerona, który to również miał być Baleronem, ale z dwa razy mniejszą liczbą furtek - czyli kupejka. Po konsultacjach z właścicielem uznałem ofertę za atrakcyjną. Zacznę od tego, że bardzo podobał mi się fakt, iż sprzedający był osobą prywatną. Ostatnio mam taką prostą zasadę, że nie kupuję aut od handlarzy, bo oni zazwyczaj gówno wiedzą o sprzedawanym samochodzie, a poza tym to wiadomo co się za tym zazwyczaj czai. Gość wydawał się spoko, podesłał mi mmsami zdjęcia miejsc "problemowych". 3 zdjęcia, z których wynikało, że rdza (powierzchowna) znajduje się na przednim błotniku, koło anteny i lekko na nadkolu z tyłu. Czyli spoko - to można było zaakceptować, zwłaszcza za taką cenę. Generalnie nie byłem przekonany co do lakieru, bo srebrny nie jest moim ulubionym kolorem (choć akurat u MB jest historyczną barwą wyścigową), ale potrzebowałem auta niemal na gwałt, bo za tydzień udaję się znowu do Norwegii. Tuż przed wyjazdem sprzedający zadzwonił z informacją iż niestety klima jednak nie działa, ale na miejscu opuści mi coś z tego względu. Mały kwas, ale spoko.

Zadecydowałem, że jedziemy. Było to około 200 km z Wrocławia, ale prawie cała trasa po autostradzie (choć jej ostatni odcinek trudno określić tym mianem - dalej czuć sławetne najdłuższe schody Europy). Zabrałem ze sobą ojca, kasę, umowy i w drogę.





Przyjechaliśmy. Z daleka Meśiek wyglądał olśniewająco. Światło z racji później pory i nadchodzącej burzy (dobry prognostyk) było lekko przytłumione. C124 na tle innych zaparkowanych w jego pobliżu aut wyglądał jak diament. Lśnił się i wręcz raził po oczach tym odcieniem srebrnego, który był zimny, ale zarazem przyjazny. Moja pierwsza myśl - o to będzie mój kolejny samochód na następne 2 lata (tyle zazwyczaj trwa u mnie okres eksploatacji). Co więcej po pierwszych zewnętrznych oględzinach też było dobrze. Wnętrze - rewelacja - niesamowicie zadbane. Fajny kolor, plastiki i dywany czarne jak cholera, a nie takie czarno-szare, jak we współczesnych furach. Przyznaję - trochę się zakochałem. Tyle, że mam już tyle lat i tyle moto-doświadczeń, że pierwsze wrażenie dosyć szybko odłożyłem na dalszy plan i zająłem się wnikliwym badaniem rzeczywistego stanu auta. Na pierwszy ogień poszły kanały pod podnośnik znajdujące się w progach. W poliftowych Baleronach całe progi są przykryte plastikowymi osłonami i nie widać ich stanu. Są jednak 4 specjalne klapki, które otwiera się i w razie potrzeby wkłada podnośnik. Otwierałem wszystkie po kolei. Rozpocząłem od tych przednich, które zazwyczaj są w lepszej kondycji. Była rdza, ale taka raczej powierzchowna. W dwóch tylnych natomiast był dramat - po otworzeniu tlenek żelaza wysypał się na ziemię, wzbił się w powietrze - w końcu był wolny! Ale to niemal standard w Grubasach, więc akurat to miejsce brałem pod uwagę, jako potencjalne miejsce, które i tak będę musiał naprawiać. Nie jest to też znowu jakiś wielki koszt. Następnie otworzyłem maskę - pierwsze co wzbudziło moje podejrzenia to nowa mata wygłuszająca tejże. W Baleronach z tych lat prawie zawsze jest ona już pokruszona ze starości. Potem udałem się wzrokowo do komory silnika - i to niestety całkowicie przekreśliło w moich oczach ten egzemplarz. Otóż na lewym nadkolu (czyli z moje prawej strony) zlokalizowałem podrdzewiałe miejsce - nazwijmy je wysepką rdzy, gdyż ewidentnie wystawała ponad powierzchnie srebrnej blachowizny. Badawczo wsadziłem w nią palec. Palec ten wbrew niezmiennym prawom fizyki (im bliżej do powierzchni tym odpychająca siła oddziaływania międzycząsteczkowego bardziej rośnie) nie zatrzymał się. Szedł, szedł, aż wyszedł z nadkola i niemal dotknął opony. Do tego sam dźwięk tej czynności był, ujmując to eufemistycznie, niezbyt zachęcający. Sprzedający rzucił naprędce - e kolo, co mi niszczysz samochód, jutro ma być następny klyent! Czyli już wiedział, że nie wezmę tego auta. Ale, ale - potem było jeszcze gorzej. Jak już uratowałem place z odmętów rdzy to przesunąłem dłoń na przestrzeń za przednimi reflektorami, którą z kilometra wyglądała podejrzanie. Nie wiem jak to się fachowo nazywa, ale to część łącząca nadkole, pas przedni i przednie podłużnice. Zasadniczo powinno to być wykonane z blachy. Am I right? Niestety nie w tym wypadku.... Otóż to miejsce było miękkie. MIĘKKIE! To samo z drugiej strony. Gdyby mocniej uderzyć pięścią to ta cała fuszerka zarwała by się w dół odsłaniając moje stopy. Wyglądało to więc na klasyczne "sito" pokryte matą szklaną i lakierem. Nie chciałem już bardziej dziurawić tego egzemplarza. Potem zauważyłem jeszcze, że przednie błotniki były malowane - było też lekko widoczne przejście na przednich drzwiach - czyli zapewne kiedyś przyjął coś na przód. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to jak była wykonana ta "naprawa". Poza tym chcę sobie kupić egzemplarz, który będzie godny ładowania w niego kasy, a nie "sitowie". Z czystej ciekawości przejechałem się jeszcze - było w porządku. Zawias super, skrzynia ok, silnik ok. Sprzedający nie był już zbyt rozmowny - wiedział, co się święci. Wróciliśmy i mówię - dobra to w takim razie kwestia ceny - ile chcesz Pan za to? Opuścił 600 zł, co ostatecznie przekonało mnie, że był to handlarz, a nie osoba prywatna. Rzuciłem, że dla mnie auto jest warte 10 koła i ani złotówki więcej. Odpowiedział, że chyba żartuję i to by było na tyle. Pewnie myślał, że jak zrobiłem tyle kilometrów to na pewno kupię, ale nie ze mną takie numery. Byłem strasznie zawiedziony - tego dnia nie spałem już o 6 rano, bo tak byłem napalony na ten samochód. Był śliczny, ale niestety. Gdybym był 18-letnim leszczem, to pewnie kupiłbym ten egzemplarz i sikał po majtach z radości. Ale wiek już ten, że zwyciężył zimny rozsądek. I dobrze. Już wiem, że zakup następnego Balerona, albo czegoś innego będzie niezłą przeprawą. Z tym, że poprzedniego szukałem chyba przez 2 miesiące, więc jestem gotowy na boje. Na koniec jeszcze oryginalny opis, bo ogłoszenie może zniknąć.




MERCEDES-BENZ E 200 COUPE WERSJA SPORT LINE ROK 1995 STAN BDB
WITAM MAM DO ZAOFEROWANIA PIEKNEGO MERCEDESA KTOREGO POSIADAM OD 8 MIESIECY AUTO JEST W BARDZO DOBRYM STANIE KUPIONE OD PIERWSZEGO WŁAŚCICIELA Z ORGINALNYM PRZEBIEGIEM 195TYS. AUTO BYLO GARAZOWANE, POSIADA DWA KOMPLETY KLUCZY,BARDZO BOGATE WYPOSAZENIE,WSPOMAGANIE KIEROWNICY, CENTRALNY ZAMEK,TEMPOMAT,ABS,ELEKTRYCZNE LUSTERKA,PODGRZEWANE LUSTERKA,LUSTERKA Z FOTOCHROMEM,ELEKTRYCZNE SZYBY,KLIMATYZACJA,RADIO CD Z WYSUWANA ELEKTRYCZNIE ANTENA,SZYBER DACH,PODGRZEWANE FOTELE,PNEUMATYCZNIE SKLADANE TYLNE ZAGŁÓWKI,AIR BAG x2, PODŁOKIETNIK,ORGINALNE KOLO ZAPASOWE,KLUCZE I LEWAREK.DODATKOWYM ATUTEM JEST TO IZ POSIADAM DWA KOMPLETY KOL NA ALUSACH LATO,ZIMA.AUTO GODNE POLECENIA WIECEJ INFORMACJI UDZIELE TELEFONICZNIE 604-XXX-XXX CENA DO NEGOCJACJI,MOZLIWA ZAMIANA NA VANA


13 komentarzy:

  1. Mi to takie ogłoszenie z miejsca pachnie handlarzem, nawet jak jest wpisana "osoba prywatna".
    Rzeczywiście egzemplarz powierzchownie ładny, i na wypasie (jak to kupety) ale z tego co piszesz to nie warty zbytnio ładowania w niego hajsu.
    I ten kolor. Horror. Jak z najgorszych służbowych Fabii, Astr i Mondeo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolor - niby tak, ale w rzeczywistości prezentował się świetnie. Odwrotnie było ze stanem blacharskim auta. Koleś był na bank handlarzem, choć się nie przyznał. Miał na podwórku jeszcze śliczne R129, bardzo ładnego S124. Pytam się czyje to, a on na to, że to teścia. Tjaaaa jasne.

      Usuń
  2. Już sam opis pisany z caps lockiem zdradza czym trudni się właściciel. :D
    Zaskoczyłeś mnie tym, że użytkujesz auto ok. 2 lata, trochę krótko. A jeszcze bardziej jestem zaskoczony faktem kupienia auta do wkładania pieniędzy (nie licząc samej eksploatacji) i pozbywania się go po tak krótkim czasie. Ja kupując auto i starając się je "picować" pod siebie wolałbym się nim nacieszyć nieco dłużej.
    Pozdrawiam i powodzenia w dalszych poszukiwaniach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt:D
      Krótko, ale nudzi mi się po prostu po takim czasie. No chyba, że było by to S2000:) Poza tym zazwyczaj nie traciłem na tak "szybkim" obrocie. Jak ładowałem hajs to auto sprzedawało się drożej niż ja za nie dałem.

      Usuń
  3. OJ DANA DANA ZAMIANA NA VANA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie uwiarygodnienie, że niby rodzinka się powiększyła i muszą zamienić na cos większego;)

      Usuń
    2. Zawsze dzieciarnię może wozić w bagażniku. Ktoś kto tak zaniedbał auto, na pewno jest też zwyrolem/debilem.

      Usuń
  4. 2 lata to termin akurat - mam podobnie. Dziwię się jednak, że po opisie chciało ci się jechać 200 km w celu nabycia furki. Sorry, ale okolice 190 tysi to ulubiony przebieg handlarzy. Bardzo mocno podejrzane przy tym wieku. Nic Cię nie zdziwiło? Również chęć posiadania coupe mnie intryguje, ale o gustach się nie dyskutuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Baleron miał deklarowane 163.000 w ogłoszeniu, a na miejscu okazał się być w bardzo przyzwoitym stanie. Też mógłbym założyć, że podejrzanie mało i nie pojechać. Akurat deklarowany przebieg o niczym nie świadczy w przypadku Baleronów. A czemu coupe? Jest ciekawsze niż sedan.

      Usuń
  5. 2 drzwiowe nadwozie wprost kojarzy mi się z pewną grupą społeczną - podobnie jak e34, ale.....
    Nie twierdzę, że nie ma aut z takimi niskimi przebiegami. Jednakże przy cenie ok. 13 tys. nie jest to możliwe. Coś za coś. Dziwię się, że ty jako koneser dałeś się nabrać handlarzynie.
    Pierwszej betki szukałem ponad 2 miesiące, drugiej ok. 3 i też dałem się nabrać szkopowi na zarysowane drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źle mnie zrozumiałeś - przebieg w ogóle mnie nie obchodzi w przypadku Baleronów i nie dlatego tam pojechałem. Zwróć uwagę, że w tekście w ogóle nic o tym nie ma, bo to nie jest dla mnie temat. Gdyby miał 400.000 to też po niego pojechał. Liczy się głownie stan, a ten z pozoru był świetny. I niestety tylko osobiste oględziny mogły to zweryfikować.

      Usuń
  6. Tak sobie patrzę i myślę, że przy założeniu "dwa lata i do handlarza" to może i słuszna decyzja, ale jakby podejść do tego żelaza jako do używania aż odpadną koła...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy bym wytrzymał tak długo:) Ale jeśli już kupowałbym coś na dłużej to musiałby to być super egzemplarz.

      Usuń