Witam. Jak zapewne
wiecie jestem ostatnio okrutnie zarobiony ze względu na zadanie wykończenia
mieszkania, a że większość planuję robić sam to trochę czasu mi na to
schodzi. Nie planowałem w związku z tym nic pisać na blogu przez jakiś czas, ale
znalezisko z poniedziałku szybko zweryfikowało te plany. Otóż podjeżdżam sobie
do Bartka - mechanika, który ogarnia mi Miśka na wymianę oleju, no i nie wierzę
własnym oczom - przede mną stoi sobie jak gdyby nic granatowa TOYOTA
CENTURY I generacji. Nie przypominam sobie bardziej abstrakcyjnego auta, które
widziałem w Polsce tak normalnie na ulicy. Na zlotach widuje się różne dobre
wózki, ale taki bolid w standardowym miejskim anturażu jest czymś kompletnie
abstrakcyjnym. Dlaczego? Po pierwsze Toyota Century jest niezwykle rzadkim
autem - jej sprzedaż była ograniczona po pierwsze tylko do rynku japońskiego, a
po drugie nie każdy śmiertelnik w Japonii mógł takie auto kupić, gdyż było one
przeznaczone (w tamtych latach) tylko dla najwyższych przedstawicieli rządu,
rzecz jasna dla cesarza Japonii, a także dla grupki czołowych biznesmenów. Inna
unikalna cecha warta napomknięcia - Toyota Century jest jednym autem z Japonii
z silnikiem V12 pod maską, choć akurat I generacja, którą tutaj widzimy miała "tylko"
4-litrowy silnik V8. Dopiero II generacja wyróżniła się motorem V12, ostatnia
natomiast (III generacja) zgodnie z ekologicznymi trendami w motoryzacji
powróciła do silnika V8. Jeśli już o tych wszystkich generacjach mowa to muszę
podkreślić jeszcze jedną nietuzinkową cechę tych samochodów - na przestrzeni
ponad 50 lat (1967-2018) wszystkie 3 generacje wyglądały prawie tak samo. Nawet
aktualna III generacja pokazana w tym roku nie odbiega mocno od pierwszej
generacji i jest to zabieg celowy. Stworzono bowiem ikonę prestiżu i
ekskluzywności, która jest doskonale rozpoznawalna w całej Japonii, więc po co
szukać jakiś rewolucji w kształtach auta? Poza tym luksusowe limuzyny niemal
zawsze są bardzo zachowawcze w liniach, więc tym bardziej decyzja Toyoty o trzymaniu
się pierwotnych założeń nie powinna dziwić.
Co do wnętrza - bo udało mi się do
niego na chwilę zajrzeć, to byłem pełen podziwu, że jak na połowę lat 80. (nie
znam dokładnego rocznika) było tam sporo elektroniki - są nawet jakieś
przyciski na kierownicy, które w autach z Europy pojawiły się stosunkowo
niedawno. Pasażer siedzący z tyłu na do dyspozycji otwieraną wnękę w przednim
fotelu pozwalającą wygodnie wyciągnąć nogi. Uderzył mnie również sporych
rozmiarów panel kontrolny od nawiewów/klimy i sprzętu grającego - oba sygnowane przez Technicsa. Granatowy welur wydawał się bardzo gruby, nie zauważyłem
również żadnych śladów zużycia - ba - na listwach progowych były nawet resztki
fabrycznej (jak mniemam) folii. Dobra - tyle gadania - zobaczcie zdjęcia.