Witajcie.
Korzystając z tego, że jestem teraz na L4 chciałem napisać kilka słów, bo w
końcu mam na to trochę czasu. Może brzmi to trochę absurdalnie ale jestem
chory, bo postanowiłem sobie zrobić przerwę od remontu i pracy... Nie wiem czy
znacie z doświadczenia ten mechanizm, ale często jest tak, że kiedy opada
napięcie związane z obowiązkami organizm dotychczas odporny na infekcje stwierdza
- no dobra, teraz już można i nagle staje się zupełnie otwarty na wirusy. No i
tak też było u mnie. Kilkudniowy urlop w Szklarskiej Porębie był tak naprawdę
bardziej udręką niż urlopem i prawie cały czas siedziałem w łóżku.
No dobra tyle
słowem wstępu - czas na obiecane obserwacje i dywagacje. Takie motoryzacyjne i
poza motoryzacyjne. Zacznę od tej ostatniej - chodzi o ... smród. Przyjęło się,
że w góry jedziemy pooddychać czystym powietrzem i w pewnym stopniu pewnie
wciąż tak jest, ale jeśli chodzi o miejscowości górskie to są one tak
przepełnione i w związku z tym tak zaczadzone piecami na węgiel i drewno, że
czasami po prostu idzie się xxxxxxxx. Obserwacja numer dwa - główne uliczki są
kompletnie zaczadzone dieslami. Co najciekawsze nie są to jakieś stare klekoty
z W123, czy W124, ale w przeważającej części jakieś nowe Audi, BMW, Citroeny
itd. Nie wiem czy ma to związek z niską temperaturą, (albo raczej z ciśnieniem)
ale efekt jest taki, jakby te spaliny unosiły się akurat na wysokości naszych nosów,
zamiast uciekać do góry. Nawet szacowna małżonka stwierdziła w pewnym momencie
- Kuba, co tak śmierdzi? Nawet rozregulowana instalacja LPG nie śmierdzi tak
mocno jak te wasze nowe klekoty. Zresztą dokładnie taką samą obserwację miał
ostatnio mój kumpel, który niedawno wrócił z wypadu do Włoch na narty. Dobrze,
że dni nowych diesli są już policzone.
Dostało się dieslom
- teraz czas na RWD. Przyjęło się z jakiegoś względu uznawać RWD za tak zwany
"męski typ" napędu. Pomijam absurd przydawania cech męskich, czy
żeńskich różnym rozwiązaniom konstrukcyjnym - przejdę od razu do meritum.
Podczas zaledwie jednej przechadzki po okolicy kilka razy byłem świadkiem
pewnej ogólnej sytuacji, którą opiszę jednym, konkretnym obrazkiem. Przykładowy
Daniel zanabywszy nowe BMW 730d zapewne stwierdził, że nie bierze opcjonalnego
napędu na 4 koła, bo to za drogie i do tego trochę pedalskie. Zamiast tego
pobiera napęd na tył i liczy na szpan przed żoną i znajomymi (którzy tak
naprawdę mają na to głęboko wyj.....). Spoko. Tyle tylko, że przy zaledwie
troszeczkę większych opadach śniegu to jego auto nie jest w stanie podjechać
pod najmniejsze wzniesie pomimo zapewne nowych zimówek. Efekt - robi się
gigantyczny korek, bo typ miota tym tyłem jak jakaś nieporadna pipa i jeszcze
kręci wysoko tego swojego klekota objawiając wszystkim wokół, że ma pod maską
silnik z wąsem. BEZ SENSU. W tym czasie jakiś wkurzony czekaniem Janusz
zdezelowaną Astrą F w kombiaku za 1000 zł wyprzedza gościa w BMW i ciśnie żwawo
pod górkę patrząc na czerwonego ze wstydu miastowego i jego rodzinę z
nieukrywanym politowaniem. Tak było.