Translate

środa, 6 lutego 2019

FELIETON: Górskie obserwacje i dywagacje




Witajcie. Korzystając z tego, że jestem teraz na L4 chciałem napisać kilka słów, bo w końcu mam na to trochę czasu. Może brzmi to trochę absurdalnie ale jestem chory, bo postanowiłem sobie zrobić przerwę od remontu i pracy... Nie wiem czy znacie z doświadczenia ten mechanizm, ale często jest tak, że kiedy opada napięcie związane z obowiązkami organizm dotychczas odporny na infekcje stwierdza - no dobra, teraz już można i nagle staje się zupełnie otwarty na wirusy. No i tak też było u mnie. Kilkudniowy urlop w Szklarskiej Porębie był tak naprawdę bardziej udręką niż urlopem i prawie cały czas siedziałem w łóżku.


No dobra tyle słowem wstępu - czas na obiecane obserwacje i dywagacje. Takie motoryzacyjne i poza motoryzacyjne. Zacznę od tej ostatniej - chodzi o ... smród. Przyjęło się, że w góry jedziemy pooddychać czystym powietrzem i w pewnym stopniu pewnie wciąż tak jest, ale jeśli chodzi o miejscowości górskie to są one tak przepełnione i w związku z tym tak zaczadzone piecami na węgiel i drewno, że czasami po prostu idzie się xxxxxxxx. Obserwacja numer dwa - główne uliczki są kompletnie zaczadzone dieslami. Co najciekawsze nie są to jakieś stare klekoty z W123, czy W124, ale w przeważającej części jakieś nowe Audi, BMW, Citroeny itd. Nie wiem czy ma to związek z niską temperaturą, (albo raczej z ciśnieniem) ale efekt jest taki, jakby te spaliny unosiły się akurat na wysokości naszych nosów, zamiast uciekać do góry. Nawet szacowna małżonka stwierdziła w pewnym momencie - Kuba, co tak śmierdzi? Nawet rozregulowana instalacja LPG nie śmierdzi tak mocno jak te wasze nowe klekoty. Zresztą dokładnie taką samą obserwację miał ostatnio mój kumpel, który niedawno wrócił z wypadu do Włoch na narty. Dobrze, że dni nowych diesli są już policzone.




Dostało się dieslom - teraz czas na RWD. Przyjęło się z jakiegoś względu uznawać RWD za tak zwany "męski typ" napędu. Pomijam absurd przydawania cech męskich, czy żeńskich różnym rozwiązaniom konstrukcyjnym - przejdę od razu do meritum. Podczas zaledwie jednej przechadzki po okolicy kilka razy byłem świadkiem pewnej ogólnej sytuacji, którą opiszę jednym, konkretnym obrazkiem. Przykładowy Daniel zanabywszy nowe BMW 730d zapewne stwierdził, że nie bierze opcjonalnego napędu na 4 koła, bo to za drogie i do tego trochę pedalskie. Zamiast tego pobiera napęd na tył i liczy na szpan przed żoną i znajomymi (którzy tak naprawdę mają na to głęboko wyj.....). Spoko. Tyle tylko, że przy zaledwie troszeczkę większych opadach śniegu to jego auto nie jest w stanie podjechać pod najmniejsze wzniesie pomimo zapewne nowych zimówek. Efekt - robi się gigantyczny korek, bo typ miota tym tyłem jak jakaś nieporadna pipa i jeszcze kręci wysoko tego swojego klekota objawiając wszystkim wokół, że ma pod maską silnik z wąsem. BEZ SENSU. W tym czasie jakiś wkurzony czekaniem Janusz zdezelowaną Astrą F w kombiaku za 1000 zł wyprzedza gościa w BMW i ciśnie żwawo pod górkę patrząc na czerwonego ze wstydu miastowego i jego rodzinę z nieukrywanym politowaniem. Tak było.