
Witam. Jakoś tak się
ostatnio dzieje, że co tydzień jadę po jakiegoś grata. Z jednej strony to trochę niepokojące, bo to
już prawie objawy chorobowe, ale z drugiej chcąc tworzyć stronę
poświęconą samochodom zabytkowym - po prostu trzeba mieć z nimi kontakt, by to
co się pisze miało solidne podstawy. Wracając jednak do zasadniczego tematu - w
poprzednią sobotę pojechałem do naszych południowych sąsiadów celem organoleptycznego sprawdzenia Fiata 131, powszechnie znanego jako Mirafiori.
Ponownie było tak, że otrzymałem zlecenie wyszukania i sprowadzenia do Polski
takiego samochodu. Jak zwykle nie jest to łatwe, ale znalazłem obiecujące auto
i skonsultowałem się z kupującym - Panem Jurkiem, swoją drogą wielkim pasjonatem
motoryzacji. Od początku byłem zajarany na to auto, przeczuwałem, że może
być to dobra opcja. Pan Jurek natomiast był sceptyczny - był co prawda pod
wrażeniem, ale stwierdził, że auto wygląda podejrzanie dobrze. Mirafiori bowiem, według opisu z ogłoszenia i rozmów z jego
właścicielem, był w oryginalnym stanie, oryginalnym lakierze, meczing nambers,
brak korozji i te sprawy. Ponoć jedynymi elementami, które były polakierowane
ponownie były przedni, lewy błotnik i dół przednich, lewych drzwi. 38-letni
włoski samochód w tak znakomitym stanie? Tak - to mogło budzić podejrzenia,
dlatego trzeba było jechać na miejsce i sprawdzić to osobiście, co też
chętnie uczyniłem. Nie miałem daleko do miejscowości gdzie stacjonowało auto - to zaledwie
150 km z Wrocławia. Zdecydowałem się pojechać w sobotę wiedząc, że nie załatwię nic w
urzędzie, ale zawsze mogłem chociaż wpłacić zaliczkę i zaklepać auto.

Przyjechaliśmy na miejsce.
Wrota garażu zostały otwarte, przesunęliśmy tylko zagradzający dostęp pojazd
jednośladowy. Nastąpiła miłość od pierwszego wejrzenia i klasyczny
opad szczęki. Sprawdziłem tylko grubość powłoki lakierniczej i o dziwo wszystko
zgadzało się z opisem. Mirafiori okazało się być po prostu przepiękne i w
doskonałym, oryginalnym stanie - marzenie każdego z nas. Wiem, że jestem nienormalny, ale z wrażenia po prostu
trzęsły mi się ręce, miałem objawy zakochania, ekscytacji, dalej byłaby już
chyba tylko kopulacja. Ale nie doszło do niej - aż tak źle ze mną nie jest.
Niemniej ewidentnie jestem uzależniony od tego uczucia kiedy to wstajesz rano,
jedziesz kupę kilometrów, szukasz adresu i w końcu - otwierasz bramę garażu w
którym stoi obiekt motoryzacyjnego zainteresowania. Nie wiesz co tam
zastaniesz. Kiedy jest źle - jest spore rozczarowanie, ale kiedy jest dobrze
(albo bardzo dobrze) to to uczucie jest tym bardziej wspaniałe. Wierzę, że spora
część z Was, czytających te słowa, zna to uczucie i doskonale wie o czym pisze.
Ale ok - dosyć tych wynurzeń. Czas na suche dane.
Nabytek pochodzi z 1978
roku, a pod maska posiada znane i sprawdzone fiatowskie 1.6 (OHV) o mocy 75 KM.
Ten egzemplarz to 131 Special w bardzo przyjemnym kolorze Arancio Tropico znanym również z wczesnych Polonezów i późnych DF-ów. Znaczek "Supermirafiori" na tylnej klapie jest więc tylko zmyłką z
epoki, czymś na miarę nieustannego naklejania znaczków "M Pała" na byle
jakie BMW z 1.6 pod maską. Mała dygresja o silnikach - pod maską Fiata 131 mogliśmy znaleźć również silniki DOHC, które musiały zmieniać to auto w prawdziwą rakietę. Wspomnę, że z silnika 2.0 wyciągano w wersjach rajdowych (Abarth) dobrze ponad 200 KM (bez turbo), a to już rejon okupowany przez lidera tego typu wyczynów inżynierskich - Hondę.
Jak jeździ Kalafiori? Od
razu nasuwają mi się porównania z "naszym" 125p i Ładą 2103. Pewnym truizmem będzie stwierdzenie, iż czuć w tym aucie nowocześniejszą konstrukcję. Na duży plus Fiata na pewno trzeba zaliczyć przekładnię kierowniczą - nie posiada nawet
najmniejszego luzu, jest bardzo precyzyjna i pomimo braku wspomagania chodzi
bardzo lekko nawet na postoju. Skrzynia biegów chodzi równie precyzyjnie. Z przodu w zawieszeniu mamy już kolumny McPhersona. Wszystko to sprowadza się do prostej konstatacji - samochód jeździ zaskakująco dobrze. Nie mam wątpliwości, że w swoich czasach była to realna konkurencja dla np. BMW, a konkretnie to E21. Auto daje satysfakcję z jazdy, lubi wyższe obroty, bardzo chętnie zamiata "tyłkiem" kiedy tego chcemy, jest takie... rącze. Siedzimy stosunkowo nisko, mamy rewelacyjną widoczność, dosyć szybko zaczynamy dobrze czuć auto.









Detale. Mały "szczenoopad" zaliczyłem odkrywając, że Fiat ma regulowaną kolumnę kierowniczą. Nawet Mercedes W124 nigdy nie miał seryjnie takiego rozwiązania - a było to auto nowocześniejsze konstrukcyjnie, wyższej klasy i produkowane do połowy lat 90. Żeby ktoś się nie doczepił - Baleron miał regulowaną kolumnę kierowniczą (elektrycznie), ale była to dodatkowa opcja i po dziś dzień jest rzadko spotykana w tych autach.
Deska
rozdzielcza - świetny design. Schowanie wszystkich wskaźników w jednej
trapezoidalnej wysuniętej obudowie musiało porażać nowoczesnością w
latach 70. Nawet dziś dobrze się na to patrzy i wygląda nieco
awangardowo. Jakość materiałów jest poprawna. Tapicerka nie jest skórzana, ale jest bardzo przyjemna w dotyku.
Dostęp
do bezpieczników jest rewelacyjny - znajdują się one przed nogami
pasażera. Tak samo nagrzewnica - praktycznie na wierzchu. Dziś w razie
awarii tego elementu musimy rozbierać pół samochodu.
 |
Ciekawy detal - takie malowanie odróżnia klamki w 131 od tych spotkanych w Ładach i naszym DF-ie |
 |
Auto było zarejestrowane jako zabytek |
 |
Obiekt zazdrości - oryginalna naklejka z kodem lakieru |
Podsumowanie. Fiat był kiedyś marką, której samochody można było śmiało porównywać z najlepszymi samochodami w klasie. A co mamy dziś? Fiata 500.
Pełna galeria zdjęć Kalafiori jest dostępna TUTAJ